On jest idealny, stwierdzasz gdzieś pomiędzy drugą warstwą podkładu a trzecią, podkreślając rzęsy, wszystko z tym samym, marnym efektem. Blade, krótkie rzęsy nawet po piątym przeczesaniu magiczną szczoteczką pozostają bladymi, krótkimi rzęsami, nie ma szans, nie ma szans.
Pamiętasz takie czasy, kiedy życie przypominało powieść dla nastolatek tak romantyczną, gdzie punktem kulminacyjnym był pocałunek, gdzie była nawet jakaś fabuła z gagami, które wołały o pomstę do nieba, o włożenie sobie palca do gardła i zwymiotowanie tego wszystkiego. Różowe okładki srały kiczem, takie dobre, czekoladowe czasy. A teraz co?
A teraz prawda boli, w tych nastoletnich powieściach cię uwięziono niczym kanarka w klatce, śpiewasz swoją żałosną pieśń błagając o wypuszczenie, ale stąd nikt jej nie usłyszy.
Właściwie nie było tego zbytnio widać, bo klatki mają to do siebie, że nie przeszkadzają, dopóki nie widać, że istnieje coś poza nimi. Coś lepszego. Coś silniejszego. I u ciebie to przyszło wraz z przedostatnimi zmianami, nareszcie ludzie, ludzie z umysłami otwartymi, ludzie wychowani na resztkach chemicznych fabryk i pośpiechu, nieemanujący już serdecznością i otwartością.
Najbardziej, najsilniej, najwyraźniej, najostrzej w głowie pozostają dwa widma, Książę Czarujący i Maleficent prowadzący niezobowiązujący flirt, łamiąc te wszystkie znane już kanony baśni. U obojga najbardziej widać ich wnętrze w oczach - jego dość łagodnych, z gdzieniegdzie nachodzącymi cirrocumulusami, odsłaniającymi coś, czego dokładnie nie potrafisz nazwać; jej niezwykle ciemnych, ale nie tak błędnych jak często spotykane oczy sarenkowe, jej oczy emanowały grozą oraz władzą a przyciągały o wiele bardziej niż największy magnes, który kiedyś spotkałaś w tym starym muzeum na innym końcu kraju. A twoje oczy, najsmutniejsza historia, twoje oczy były po prostu błękitne i nawet gdybyś zapłaciła doskonałej w słowach Maleficent, by powiedziała coś o nich ładnego, cóż, może porównała by je do nieba albo czystego morza –rok później prosisz ją o to, faktycznie, i Maleficent mówi tabula rasa i może to powinno cieszyć, ale to przecież pustka.
Mylą się już teraz daty, ludzie pośrodku mówią, że to koło lutego, możliwe, że to właśnie koło lutego Książę Czarujący się dowiaduje od tej zdrajczyni wiedźmy, która oczy ma dookoła głowy i jednym spojrzeniem, jednym jedynym spojrzeniem, niczym aparat rentgenowski widzi przez chociażby najgrubszą warstwę skóry. Ona wypowiada twoje myśli niczym kiepsko napisany wiersz, pozostawiając miejsce na kpinę po każdym wersie. Każdym. Nie wiesz, skąd się o tym dowiadujesz, chyba ostatni lojalni ci to mówią w przypływie litości, zanim Maleficent zabierze i ich, bo ona coraz bardziej przypomina fale tsunami.
W każdym razie to trochę pomaga, świadomość, że on wie i nadal się wita, nadal pozwala ci mówić do siebie, nadal pozwala siedzieć obok. W każdym razie to trochę przeszkadza, świadomość, że on wie i nie robi zupełnie nic, może oprócz kilku znudzonych spojrzeń, gdy starasz się zbyt bardzo.
Dzisiaj układasz włosy idealnie, metodycznie, pomagają ci cienie dawnych ludzi, którzy też oczywiście wiedzą, kim byłaby Maleficent, gdyby nie jej doskonała spostrzegawczość i szydercze oznajmienia. Wyglądasz pięknie, oznajmiają. Bo tak, wyglądasz.
Przybywasz na miejsce, wyglądasz pięknie wyglądasz pięknie wyglądasz pięknie, wmawiasz sobie mantrę. I właśnie wtedy otwierasz oczy, Książę, och Książę, jakże ładnie ty dzisiaj wyglądasz, spójrz na mnie, jestem idealna dzisiaj tak jak ty. Ale on nie patrzy, powinnaś już się nauczyć, że, póki nie hałasujesz jak ostatni dzikus, nikt nie patrzy, a nawet wtedy jedynie z politowaniem, jesteś w końcu jeszcze dzieckiem (ale miesiące to nie lata). On jest zajęty, oczywiście, doskonałą wiedźmą, jak ona tak może. Ale musisz tyle jej oddać, że z każdym kolejnym razem jest coraz bardziej piękna i piękna. I bledsza. Nie bądź tak dumna, Maleficent, zmienisz się w lustro. Ktoś dotyka cię po plecach, ktoś jeszcze lojalny i przypominasz sobie, że to nieważne, że za moment ich wzrok się odwróci. W końcu tak bywa w bajkach, dobre charaktery i złe podążają dwiema oddzielnymi ścieżkami. Jakie moralizatorskie wartości miałaby aromatyzowana erotyzmem, romantyczna historia wiedźmy i księcia? Ludzie przyzwyczajeni są do funkcjonowania w schematach, niezależnie od siebie samych.
Robisz więc to samo, co robiłaś wcześniej, czyli zagadujesz, śmiejesz się i rzucasz spojrzenia spod tych bladych, krótkich rzęs. Dzisiaj jest jakoś inaczej, Książę chodzi smutny, lekko rozczarowany i brakuje ci tego zimnego oddechu na plecach pobudzającego do działania. Bierzesz więc przerwę i rozglądasz się, ale nie posiadasz spostrzegawczości Maleficent – swoją drogą, pewnie poświęciła na nią lata treningów a tobie brak ochoty na samodoskonalenie – pytasz więc Dzwoneczka a on (ona właściwie) tłumaczy wszystko po kolei, że Książę znudził się Maleficent już doszczętnie, że Maleficent łaknie czegoś innego i zniknęła, bo okazało się, że może to dostać. Zimny oddech też należał do niej. Jak prawdziwa wiedźma, prawda? Jak prawdziwa wiedźma.
– Nie sądziłaś chyba – oznajmia półnaga zaciągając się papierosem, doskonale pokazując swoje nieidealne-idealne ciało i wrzucając cię w kolejny niepokonany wir kompleksów – że pozwoliłabym ci na coś, z czego nie miałabym korzyści. Bawiłaś mnie.
Najwyraźniej tylko w baśniach dobro przezwycięża zło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz