1.
Coraz częściej Niels odnosi wrażenie, że to wszystko, że cały ten pierdolony układ, te konstelacje, one przestają mówić o nim a zaczynają koncentrować się na innych, na powiązaniach; na tym, co on może innym dać, co on może zrobić dla innych. I to takie poniżające, Niels nie chce dawać, Niels chce brać, dostawać, otrzymywać, Niels chce palić nieswoje papierosy i pić cudzą wódkę, i żeby ta cudza wódka wypaliła mu przełyk, bo taka ohydna. Niels to skurwiel i świetnie mu z tym.
2.
– Ludzie się nie zmieniają, wiesz? Możemy się ulepszać, ale nie można się zmienić, zawsze pozostaniesz podniecającym skurwysynem, Niels.
Nawet nie wiesz, jakie jest jej imię, ale ma takie włosy, które pachną jak włosy Taryn, właściwie tylko dlatego ją wybrałeś, ale to złe, bo to nie jest Taryn i nie potrafisz się zmusić do zerwania z niej tej szmaty robiącej za sukienkę, i nie potrafisz rzucić jej na ścianę i smakować jej ciała, bo to nie Taryn.
A ta głupia Taryn utknęła ci w głowie i nie potrafi wyjść, a i ty nie chcesz, żeby wychodziła. Dobrze tak. Tylko czasem drżą ci ręce.
3.
I pierdoli ci się narracja, właśnie przez nią, przez nią wszystko się myli i zaczynasz doceniać jej urok, bo wiesz, bo pamiętasz, że ona tak właśnie działa na ludzi; nie rozumiesz tylko, czemu na ciebie działa to tak późno, czemu nie od razu. I nie rozumiesz też, dlaczego nie poszedłeś i nie wziąłeś jej w sekundzie, kiedy poczułeś obsesję na punkcie Taryn. Przecież mogłeś, tak? Ty jesteś Niels, tobie się nie odmawia, co chcesz, to ty bierzesz i nie ma, że nie. Zawsze tak. Dokładnie tak.
Ale dzisiaj chodzi bardziej o ciebie, niż o nią.
Niels, ty wiecznie wymyślasz sobie problemy.
4.
Dni mijają tak bez sensu, tak szybko, marnowane niewiadomo na co, powinno się pracować, bo nie jest się już dzieckiem i trzeba, bo inaczej można jedynie umrzeć z głodu; ale się nie pracuje, bo po co pracować, kiedy można pić, kiedy można wydawać nie swoje już pieniądze, lecz jakiejś podrzędnej porzuconej dziweczki z baru. Przecież jej i tak się nie przyda, bo smutki topi w Martini, nie potrafi wydawać, ale Niels tak.
Godziny mijają tak bez sensu, tak szybko, marnowane niewiadomo na co, zanim ktokolwiek spostrzeże, już się ląduje u kogoś w domu, bo to nie ma żadnej rozrywki siedzieć w parku. I jest się w tym domu i gra muzyka i kanapa należy do Nielsa, bo chociaż jest jeszcze jedno wolne miejsce, to każdemu Niels rzuca takie spojrzenia, że aż zniechęcają.
Niels to król, król siedzi sam, a Niels właściwie lubi być sam, to takie władcze.
I tak wszyscy są twoi, po co się starać.
5.
Taryn znowu ćpa, patrzysz na jej wielkie oczy i masz ochotę ją uderzyć, chociaż Taryn to świętość, nie wolno jej bić, ale to budzi w tobie agresję, taką straszną agresję, kiedy patrzysz na to, co ona robi ze sobą. Najchętniej zapierdoliłbyś wszystkich, nawet tych, których nawet lubisz.
Ale potrzebujesz, żeby żyła, a ona porusza się spiralnie w dół, nie rozumiesz tego, którejś nocy, kiedy nie jest już w stanie iść, kiedy nie rozumie już nic, wszystko staje się dla niej jednym ciągiem i nie ma nóg, ty ją niesiesz i słyszysz cichutkie, nieco wyseplenione ‘przepraszam, że jestem tak słaba’ i boli cię słuchać tego, i boli cię przyznanie, że jedynie Taryn doprowadza cię do jakichkolwiek uczuć.
Taryn znowu ćpa, nic nie wkurwia cię tak bardzo, jak ćpająca a ona, i już dość masz mówienia jej, że to ją zabije, że dwa płukania żołądka to wcale nie mało, że może brakuje jej tylko dwóch kroków do śmierci, najchętniej to byś rzucił ją o ścianę i żeby ją bolało, i żeby wyleciały jej z dupy te wszystkie tablety.
A potem gdzieś między oddechami Taryn udaje się wykrztusić dźwięk przypominający twoje imię, patrzysz na nią i widzisz to jej zrozpaczone spojrzenie.
Następne pół godziny spędzasz z nią w łazience, pilnując, żeby nie zwymiotowała sobie na włosy.
6.
Lądujecie znowu w jej mieszkaniu i ona leży na podłodze, a w tle leci jakiś psycho rap, jakieś gówno, które Taryn ma zrecenzować, żeby było na ćpanie. Ale ona już nie może, słowa jej się nie układają, konstruktywnie leży na tej podłodze i zastanawiasz się, czy znalazła się już na dnie, czy może jeszcze zostało jej kilka schodków bezpieczeństwa i tak sądzisz, że wygląda to już dość źle, jak ty właściwie na to pozwoliłeś? Chciałbyś zwalić to na Monę, ale przed Moną było kilka innych takich jak ona i żadna nie złamała Taryn.
– Wiesz, jak łatwo się schodzi w dół? Tak szybko szybko szybko i zanim się spostrzeżesz jesteś już nisko nisko nisko. A jakbyś chciał iść w górę, to już trudniejsze, bardziej się męczysz, i im wyżej jesteś, to tym mniej ci się chce. Bo to trzeba opracować metodę i się tej metody trzymać, a w dół, to kurwa. W dół jest tak łatwo – szepcze Taryn gdzieś z tej podłogi, słowa przychodzą jej raczej wolno, znajduje się chyba w post-tabletkowym stanie, pewnie jej tak niedobrze, że każdy ruch to walka, żeby nie wymiotować sobie na podłogę.
Wzdychasz ciężko.
7.
– Kurwa, ty jesteś taka głupia.
– No jestem, wiem.
– Kocham cię.