czwartek, 19 listopada 2009

sześć drabblątków.

Dlaczego?

 

Fandom: Supernatural

Pairing: Anna/Castiel

 

Kiedy podchodzi do niego Anna, Castiel nie rozumie już niczego. Bo Anna miała umrzeć. Umrzeć, na długo przed apokalipsą; tak mu powiedziano.

– Dlaczego…? – pyta więc, zdumiony.

Anna uśmiecha się lekko, a potem go całuje; usta ma miękkie, jak zwykle. Castiel na chwilę zapomina o sobie, o świecie, o dlaczego?, o wszystkim. A potem Anna przestaje całować, po minucie dwadzieścia trzy, jakby zabrakło jej powietrza. Ale Anna nie jest człowiekiem i nie oddycha, więc czemu?

– Czy naprawdę cię to interesuje? – pyta, a jej głos przyprawia Castiela o dreszcze.

Nie, nie obchodzi go to wcale. Bo teraz może ją mieć.

Na zawsze.

 

Były/obecny

Fandom: Grey’s Anatomy.

Pairing: Cristina/Mark

 

Czternaście i pół sekundy. Tyle potrzebowała Cristina, by zrozumieć sytuację, w jakiej właśnie ujrzała swojego chłopaka. Byłego chłopaka. Tyle samo potrzebowała, by wymyślić plan awaryjny. Odreagowujący plan awaryjny, który nosił dumną nazwę byłego kochanka i brzmiało to bardzo dojrzale, przynajmniej do takiego wniosku doszła Cristina Yang (to też brzmiało dumnie). Wracając do tematu, były kochanek miał się stać obecnym. Już za moment. Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden.

– Yang, co ty tu robi…

Przerwała to namiętnym pocałunkiem. Bezboleśnie.

– Zamknij się, McSteamy, po prostu…

Znowu.

 

I tak właśnie Mark Sloan właśnie się stał obecnym kochankiem. Znowu.

 

Więź

Fandom: Gossip Girl

Pairing: Chuck/Dan

 

Daniel Humphrey nie stanowił osoby intrygującej, pociągającej, właściwie, to stanowił jedynie osobę. Osobę, która kochała Blair. Osobę, która, tak samo jak on, nie mogła jej mieć. Bo nikt nie mógł mieć Blair.

I właśnie ta niemożność ich połączyła, spowodowała, że poczuł autentyczną więź, jakiej przedtem nie czuł jeszcze nigdy. I żadne kwiaty nie potrafiły tego wyrazić.

Ich uczucie można było wyjaśnić jedynie przez tę parę godzin w tygodniu, kiedy łączyli się razem, z dala od życia. Kiedy namiętność ich pocałunków przestawała być grą, a wyznania naprawdę coś znaczyły. Nigdy nie osiągnął tego z nikim innym.

Chuck Bass kochał Dana Humphreya.

 

Wymagania

Fandom: Skins

Pairing: Effy/Freddie

 

Był doskonały; zdawała sobie z tego sprawę. Doskonały w każdym pytaniu części zdania i nigdy od niej nic nie chciał – oprócz miłości. Ignorowała to. On też.

Nawet nie wiedzieli tego sami, te pocałunki wydawały się tak prawdziwe, ta miłość udowodniania po prochach też. Każdą sekundę, spędzoną na wzajemne dotykanie się, po brzegi wypełniała przesadzona gra aktorska i uśmiechy, które wyglądały już naturalnie.

Zadowalało ich to, nie do końca wiedząc, czego mogliby od siebie wymagać, bo nigdy naprawdę nie poznali się na tyle dobrze, by móc wniknąć w głąb duszy i być szczerym.

 

On chciał miłości, ale ona nie potrafiła kochać.

 

Sześć razy

Fandom: Terminator: Kroniki Sary Connor

Pairing: Derek/Cameron

 

Gdy zobaczył ją po raz pierwszy, Derek poczuł się tak bardzo przepełniony emocjami, że aż pusty. I, jako naiwny chłopiec, uznał, że to dobrze. Uznał, że ją kocha.

Zanim doszło do drugiego spotkania, Derek zdążył mieć niezliczoną ilość dziewczyn, które zawsze przypominały ją na tyle bardzo, że nazywał je jej imieniem. Jej imię było cudowne, i to właśnie jej oznajmił, gdy ją ujrzał. Uśmiechnęła się lekko.

Za trzecim razem, Derek miał już dwadzieścia pięć lat, a ona wciąż pozostała taka sama, nie postarzała się ani o sekundę. Oczywiście, istniało racjonalne wytłumaczenie, lecz ono było nieakceptowane i brzmiało jak wyrok śmierci. Kiedy Derek zobaczył ją za trzecim razem, pocałował ją. I chociaż powinna nie odczuwać uczuć, w jej pocałunkach istniał emocjonalny podtekst.

Za czwartym, to już czysty erotyzm unosi się między nimi i nic innego nie jest ważne. Nie obchodziło go już, kim jest. Cieszył się już z samego faktu istnienia i nie pragnął więcej.

Kiedy zobaczył ją za piątym razem, John Connor odesłał ją w przeszłość.

Za szóstym, Derek ją zbudował.

Piękna

Fandom: Alias

Pairing: Lauren/Sark

 

Kiedy Lauren podejmowała decyzję, znała konsekwencje. Wiedziała, z czym to się wiąże, kim się stanie i że nie ma już odwrotu. Lauren miała świadomość tego wszystkiego i nie chciała podejmować decyzji, ale została zmuszona, a Julian przecież stanowił wtedy świadka. Bardzo mu jej szkoda, bo tylko ona potrafiła go uwieść i nie stracić jednocześnie klasy.

Dlatego kiedy Lauren umiera, biedna, mała, zmuszona Lauren, Julian czuje, jakby był jej to winien. Bo nie zasłużyła na śmierć i przegraną.

Zasłużył jej przeszczęśliwy były mąż.

Celując Michaelowi Vaughnowi w twarz, oznajmia tak bardzo chłodno, jak tylko potrafi:

„Lauren była piękna, wiesz?”

 

Była.

sobota, 14 listopada 2009

Gabriel.

Sytuacja była normalna, jednoznaczna i prosta do zrozumienia, przynajmniej tak się jej wydało, kiedy weszła do swojego mieszkania i spotkała Gabriela pochylającego się nad…

Ciałem. Gabriel pochylał się nad ciałem i szeptał coś, czego nie była w stanie usłyszeć. Był to dość demoniczny widok, trup i mężczyzna marzeń pogrążeni w ostatnim namiętnym tańcu jako śmierć i człowiek. A ona weszła, weszła stanowiąc życie i strach kazał jej myśleć, że tym życiem nie pozostanie na zbyt długo.

Ściany malowała krew, tak samo jak meble, firanki i rośliny. W powietrzu unosił się zapach odurzający, acz słodki i właśnie ten zapach powodował, iż nie podniosła jeszcze krzyku i nie uciekła, co powinna była zrobić w sekundzie, w której stała się świadkiem tej całej sceny. Jej mózg pracował jak szalony, rejestrował każdy milimetr kwadratowy mieszkania, każdy atom, i Gabriela, którego nie odważała się kwalifikować nigdzie.

On ją już zauważył, to nie podlegało wątpliwości, bez trudu zauważyła widoczną zmianę i bezruch, w którym zdecydował się umiejscowić. Definitywnie nie szeptał już niczego, a jego szczęka zacisnęła się niebezpiecznie. Poczuła się martwa, tak bardzo martwa, że momentalnie zaczęła wierzyć w Boga, którego istnienie ignorowała całe swoje świadome życie. Bała się, ale nie potrafiła wykorzystać potencjału strachu, jakby ten przerodził się jedynie w pustą emocję przedstawioną w opowiadaniu szkolnym i za słowem nie kryło się już nic w pakiecie ekstra.

Kiedy w myślach próbowała sobie przypomnieć modlitwę, którą musiała mówić jako dziecko, Gabriel wstał. Cała krew skupiła się w okolicach serca walącego desperacko, chcąc nadrobić wszystkie lata, które zaraz zostaną jej odebrane. I wtedy Gabriel odwrócił się tak, by mogła go zobaczyć w całej okazałości.

Jego twarz pokryta została krwią, jak i jego blond kosmyki, które pozlepiały się, nadając mu wygląd greckiego boga w czasie okrutnej bitwy. Pięknego i jednocześnie niebezpiecznego; odbierającego oddech mordercy w każdej sekundzie odbierającego życie. W telewizji nigdy nie pokazywali tego w ten sposób, bo wtedy mogłaby być przygotowana.

Chciała zamknąć oczy, ale powieki nie poddały się jej kategorycznym rozkazom, które atakowały mózg z desperacką siłą. Nie miała kontroli nad niczym, niczym i jeszcze nigdy w życiu nie czuła się w sposób taki, którego nawet nie potrafiła nazwać. Spojrzenie, którym ją obdarzył, było inne, a ona czuła się przygnieciona jego intensywnością i czystością przekazu.

Bo Gabriel się martwił.

I to chyba nie stanowiło niczego dobrego, bo jej układ krążenia nadal odmówił przepisowego działania, a on zawsze udowadniał, że zna się najlepiej. Chyba powinien był coś powiedzieć, cholera, pragnęła tego, żeby coś powiedział, ale on tylko zrobił parę kroków, tak, by móc znaleźć się bliżej, a jego oczy zmieniły się w coś, co można by określić jako nawiedzone.

– Jesteś piękna, wiesz? – wyszeptał w zawadiackim tonie, który spowodował, że zadrżała z zimna, które wpłynęło do mieszkania. Gabriel jednak go nie poczuł, nawet nie drgnął, tylko patrzył na nią przez chwilę, aż zbliżył swoje usta do jej i pocałował lekko, tak jak się całuje na do widzenia. – Zbyt piękna.

Chwilę później nie było już Gabriela, ciała ani krwi na ścianach, pozostała tylko ona i pytanie, którego nie dało się sformułować.