sobota, 31 marca 2012

the air is suddenly cold

On jest idealny, stwierdzasz gdzieś pomiędzy drugą warstwą podkładu a trzecią, podkreślając rzęsy, wszystko z tym samym, marnym efektem. Blade, krótkie rzęsy nawet po piątym przeczesaniu magiczną szczoteczką pozostają bladymi, krótkimi rzęsami, nie ma szans, nie ma szans.


Pamiętasz takie czasy, kiedy życie przypominało powieść dla nastolatek tak romantyczną, gdzie punktem kulminacyjnym był pocałunek, gdzie była nawet jakaś fabuła z gagami, które wołały o pomstę do nieba, o włożenie sobie palca do gardła i zwymiotowanie tego wszystkiego. Różowe okładki srały kiczem, takie dobre, czekoladowe czasy. A teraz co?


A teraz prawda boli, w tych nastoletnich powieściach cię uwięziono niczym kanarka w klatce, śpiewasz swoją żałosną pieśń błagając o wypuszczenie, ale stąd nikt jej nie usłyszy.


Właściwie nie było tego zbytnio widać, bo klatki mają to do siebie, że nie przeszkadzają, dopóki nie widać, że istnieje coś poza nimi. Coś lepszego. Coś silniejszego. I u ciebie to przyszło wraz z przedostatnimi zmianami, nareszcie ludzie, ludzie z umysłami otwartymi, ludzie wychowani na resztkach chemicznych fabryk i pośpiechu, nieemanujący już serdecznością i otwartością.


Najbardziej, najsilniej, najwyraźniej, najostrzej w głowie pozostają dwa widma, Książę Czarujący i Maleficent prowadzący niezobowiązujący flirt, łamiąc te wszystkie znane już kanony baśni. U obojga najbardziej widać ich wnętrze w oczach - jego dość łagodnych, z gdzieniegdzie nachodzącymi cirrocumulusami, odsłaniającymi coś, czego dokładnie nie potrafisz nazwać; jej niezwykle ciemnych, ale nie tak błędnych jak często spotykane oczy sarenkowe, jej oczy emanowały grozą oraz władzą a przyciągały o wiele bardziej niż największy magnes, który kiedyś spotkałaś w tym starym muzeum na innym końcu kraju. A twoje oczy, najsmutniejsza historia, twoje oczy były po prostu błękitne i nawet gdybyś zapłaciła doskonałej w słowach Maleficent, by powiedziała coś o nich ładnego, cóż, może porównała by je do nieba albo czystego morza –rok później prosisz ją o to, faktycznie, i Maleficent mówi tabula rasa i może to powinno cieszyć, ale to przecież pustka.


Mylą się już teraz daty, ludzie pośrodku mówią, że to koło lutego, możliwe, że to właśnie koło lutego Książę Czarujący się dowiaduje od tej zdrajczyni wiedźmy, która oczy ma dookoła głowy i jednym spojrzeniem, jednym jedynym spojrzeniem, niczym aparat rentgenowski widzi przez chociażby najgrubszą warstwę skóry. Ona wypowiada twoje myśli niczym kiepsko napisany wiersz, pozostawiając miejsce na kpinę po każdym wersie. Każdym. Nie wiesz, skąd się o tym dowiadujesz, chyba ostatni lojalni ci to mówią w przypływie litości, zanim Maleficent zabierze i ich, bo ona coraz bardziej przypomina fale tsunami.


W każdym razie to trochę pomaga, świadomość, że on wie i nadal się wita, nadal pozwala ci mówić do siebie, nadal pozwala siedzieć obok. W każdym razie to trochę przeszkadza, świadomość, że on wie i nie robi zupełnie nic, może oprócz kilku znudzonych spojrzeń, gdy starasz się zbyt bardzo.


Dzisiaj układasz włosy idealnie, metodycznie, pomagają ci cienie dawnych ludzi, którzy też oczywiście wiedzą, kim byłaby Maleficent, gdyby nie jej doskonała spostrzegawczość i szydercze oznajmienia. Wyglądasz pięknie, oznajmiają. Bo tak, wyglądasz.

Przybywasz na miejsce, wyglądasz pięknie wyglądasz pięknie wyglądasz pięknie, wmawiasz sobie mantrę. I właśnie wtedy otwierasz oczy, Książę, och Książę, jakże ładnie ty dzisiaj wyglądasz, spójrz na mnie, jestem idealna dzisiaj tak jak ty. Ale on nie patrzy, powinnaś już się nauczyć, że, póki nie hałasujesz jak ostatni dzikus, nikt nie patrzy, a nawet wtedy jedynie z politowaniem, jesteś w końcu jeszcze dzieckiem (ale miesiące to nie lata). On jest zajęty, oczywiście, doskonałą wiedźmą, jak ona tak może. Ale musisz tyle jej oddać, że z każdym kolejnym razem jest coraz bardziej piękna i piękna. I bledsza. Nie bądź tak dumna, Maleficent, zmienisz się w lustro. Ktoś dotyka cię po plecach, ktoś jeszcze lojalny i przypominasz sobie, że to nieważne, że za moment ich wzrok się odwróci. W końcu tak bywa w bajkach, dobre charaktery i złe podążają dwiema oddzielnymi ścieżkami. Jakie moralizatorskie wartości miałaby aromatyzowana erotyzmem, romantyczna historia wiedźmy i księcia? Ludzie przyzwyczajeni są do funkcjonowania w schematach, niezależnie od siebie samych.


Robisz więc to samo, co robiłaś wcześniej, czyli zagadujesz, śmiejesz się i rzucasz spojrzenia spod tych bladych, krótkich rzęs. Dzisiaj jest jakoś inaczej, Książę chodzi smutny, lekko rozczarowany i brakuje ci tego zimnego oddechu na plecach pobudzającego do działania. Bierzesz więc przerwę i rozglądasz się, ale nie posiadasz spostrzegawczości Maleficent – swoją drogą, pewnie poświęciła na nią lata treningów a tobie brak ochoty na samodoskonalenie – pytasz więc Dzwoneczka a on (ona właściwie) tłumaczy wszystko po kolei, że Książę znudził się Maleficent już doszczętnie, że Maleficent łaknie czegoś innego i zniknęła, bo okazało się, że może to dostać. Zimny oddech też należał do niej. Jak prawdziwa wiedźma, prawda? Jak prawdziwa wiedźma.


– Nie sądziłaś chyba – oznajmia półnaga zaciągając się papierosem, doskonale pokazując swoje nieidealne-idealne ciało i wrzucając cię w kolejny niepokonany wir kompleksów – że pozwoliłabym ci na coś, z czego nie miałabym korzyści. Bawiłaś mnie. 



Najwyraźniej tylko w baśniach dobro przezwycięża zło.

poniedziałek, 26 marca 2012

pseudo-morals work real well on the talk shows for the weak

Cień nie boli, cień jest wygodny, cień chroni i izoluje, tak właśnie uzasadniasz wybór swoich życiowych ambicji, bo zdecydowałeś się właśnie na to życie w cieniu. Można by teraz opowiedzieć o takich prawdziwych początkach, kiedy poznałeś swojego pana–właściciela w gimnazjum, ale one były przecież tak niewinne, po co.

Różnica zaczęła tworzyć się wraz z rozwojem procesu dojrzewania i mutacji; kiedy Adam (miał na imię Adam, tak, najważniejsza postać twojego życiorysu) nagle wyładniał i zmienił się w och, Adama, którego ruchałam dzisiaj wzrokiem – tak, dosłowny cytat. A ty? Ty pozostałeś wiecznie przyjacielem, wiecznie brzydszym, wiecznie z krzywymi zębami, tak najwyraźniej wygląda prawdziwe życie – jedni rodzą się bardziej uprzywilejowani a drudzy… cóż, rodzą się tobą.

Jest już koniec stycznia, masz nareszcie szansę to odmienić, więc starasz się, starasz i masz nadzieję, że życzliwe, sympatyczne spojrzenia i Pinger, kup mi piwo, to coś więcej niż tylko koleżeńska reakcja. To przecież rok 2012, ludzie tu nie żyją z koleżeńskich relacji, jeśli się uśmiecha, to znaczy, że chce twojego chuja, tak uczy popkultura.

A ona nie jest już byle kim, jest kartą przetargową do wolności, wystarcza parę chwil, by to stwierdzić, bo wygląda ładniej niż te, które może dadzą, no i rozbierał ją Adam. To zaliczało ją do kategorii wyższej. Najwyższej.

Więc myślisz, że może to jest ten czas, że to wszystko się uda. Fundujesz jej to niskobudżetowe piwo – boski napój biednych ludzi i zapraszasz do domu, pozwalasz grzać się na kanapie, pozwalasz też odejść – nie zdobywa się przecież od razu.

Wydarzenia się przeplatują, przez przypadek wspominasz Adamowi i jego reakcja jest zupełnie inna niż się spodziewałeś, bo nie denerwuje się ani trochę, właściwie to się śmieje, śmieje się głośno i szczerze i mówi, że chyba ją kochał, ale z nią nie można było być pewnym, bo codziennie grała kogoś innego. Mówi też, że chyba cię pojebało, skoro myślisz, że ten genialny pomysł się uda. Ona ci nie pozwoli, mówi. Ona poznaje ludzi po głosie a ty seplenisz. Zapomnij o niej, ona łamie.

Trochę boli słyszeć takie rzeczy i nie możesz zdecydować, czy to przestroga, czy czysta złośliwość, z nim nigdy nie było do końca wiadomo. Można go oskarżać teraz o dwulicowość charakteru albo skurwysyństwo, ale nie śmiałeś odejmować jego intelektu, gdyby starał się bardziej, potrafiłby rozbić każdego, zniszczyć, wyssać jak szmatę. Co jednak nim kieruje? Troska o własny spokój duszy czy prawdziwa dobroć? Co za różnica. To przecież on jest źródłem tego wszystkiego.

Zajmuje ci pół godziny zebranie się w sobie i napisanie paru kretyńskich wyrazów, każdy z nich jest krytycznie oceniany w odpowiedzi, jej charakter oprawiony jest w ramę wypolerowanych ostrzy, tak ostrych, tak morderczych i rozumiesz, co Adamowi w niej się podobało.

Wspomnienia się przeplatują, z jednej strony mówi on, z drugiej mówi ona, dokańczane relacje, wtedy i wtedy poszliśmy tu, tu i tu, każde spotkanie z którymkolwiek coraz bardziej przytłacza, coraz bardziej widać podobieństwa między nimi a kontrasty między tobą. Gdybyś nie miał okazji się do tego przyzwyczaić wcześniej, to byś cierpiał. Nie cierpisz. Jeszcze.

Nie poddajesz się, matka lubiła powtarzać ci, kiedy byłeś mały, że najważniejsza jest ciężka praca, że ciężką pracą osiągniesz wszystko. Pracujesz więc. Znowu zapraszasz ją do siebie, tym razem udaje ci się wygonić rodziców i tak, liczysz, że się uda. Adam wyśmiewa twój mały plan, ciekawe, czy przejrzał go do końca. Tak trudno jest mieć inteligentnego przyjaciela. Nie zerżniesz jej, choćbyś bardzo się starał. Choćbyś jej zapłacił. I okazuje się, że ma rację, jak zresztą zwykle. Kiedy ona w końcu odczytuje (a robi to zawsze bezbłędnie), w jej oczach miesza się obrzydzenie z przerażeniem, dość silna mieszanka, nic przyjemnego.

– Twój problem polega na tym, że jesteś nie dość że brzydki, niemądry i w dodatku seplenisz – oznajmia Adam któregoś dnia na marihuanowym haju. – Należysz do ludzi gorszej kategorii, stąd  też jedyne dziewczyny, u których masz szanse, to są te z tej samej kategorii. Nie proś o mezalians.

– Mogę chociaż marzyć?

– Jasne, ale po co? Mogę ci powiedzieć jak to się skończy już teraz.

– A jesteś pewien, że tak będzie?

– A czy kiedykolwiek się myliłem?

– Nie.

– Któregoś dnia spotkam się z nią znowu, wiesz, pewnie na jakiejś imprezie. Powiem jej, żeby dała mi swój numer i ona da, nigdy nie potrafiła dobrze odmawiać. Później napiszę, podczas drugiego spotkania zaproszę do ciebie i zerżnę i będziemy się śmiać z twojej naiwności. Następnie znudzę jej się i odejdzie, a ty będziesz jedyną osobą, która będzie żałować. – Adam kończy papierosa. – Wiesz, czasem myślę, że ciebie to naprawdę pokarano; włożyć tyle nieszczęść w jedną osobę…

Twoja pięść ląduje na jego twarzy i kość jarzmowa pęka. Czujesz się dobrze przez pięć sekund.
Dwa miesiące później słyszysz, że Adam i ona spotkali się znowu na jakiejś imprezie. Okazuje się, że Adam miał rację.

Niektórzy po prostu urodzili się gorsi.