sobota, 27 listopada 2010


 delikatna kontynuacja tego.


20:07


Zaczynało się (choć powinno kończyć) zawsze dość prosto: od chęci bycia kimś innym, jakimś ideałem i układać słowa w taki sam sposób jak on, poruszać się tak samo jak on i wyglądać. Nie zadaje się już pytań, oddaje czyjś charakter (wyobrażenie o czyimś charakterze) i patrz, Niels, patrz.

Siedemnaście, liczby nie miały żadnego znaczenia, tak, nawet perwersyjna Chloe z Internetu to przyznawała, chociaż większość rzeczowników zamieniała w miliony (miliardy, biliony, biliardy, zależało od długości słowa) i widziała świat w matematyce, jak na filmach. Wciąż, to nie powstrzymywało jej od stwierdzenia, że liczby nie miały żadnego znaczenia, po prostu, szybkie skojarzenie, błysk flesza, pojawia się i znika. Tak określiła to ona a nikt przecież nie może wiedzieć więcej na ten temat.

Ale nie pozostawiał wątpliwości fakt, że siedemnaście właśnie mianowano liczbą dnia (nocy, wieczoru, chwili). Liczba–na–dziś. Powinni robić takie kalendarze. Naprawdę szkoda, że nie istniała interpretacja liczby. Interpretowanie liczb. Kolejne pojęcie abstrakcyjne do ulokowania na liście rzeczy–do–zrobienia. Niewarta przekładania, powinieneś: wydaje się ważne.

Chcesz zapytać Chloe, Chloe, co znaczy siedemnaście?, ale najprawdopodobniej nie zmieni zdania i odpowie Niels, siedemnaście nie posiada znaczenia; inne liczby też i uda, że nie musiała ci tego objaśniać już wcześniej. Chloe nie wie, co to znaczy „stracić cierpliwość”, trzymają ją na zbyt mocnych narkotykach w tych Niemczech (w tym Kolnie). Powinieneś ją kiedyś odwiedzić, może cię przedstawi pięknej Dicie: prostej, ale skomplikowanej – Chloe sama nie potrafi jej określić, zmienia zdanie prawie codziennie, raz Dita fascynuje i wtedy podąża się za nią wszędzie, pełniąc rolę miłego słuchacza, lecz czasami Dita ulegała spłyceniu i wtedy Chloe woli popełnić samobójstwo niż ją spotkać. Zależało to zapewne od jej nastroju – bo momentami (ale ostatnio coraz częściej) Chloe odczuwała TEN nastrój i TEN nastrój zmuszał ją do nazywania siebie matematyką, potężną, mocą, i tak dalej (i lubił przychodzić jedynie wtedy, gdy Chloe była trzeźwa). W każdym bądź razie, Niels jest pewien, że to właśnie Dita załatwiała Chloe die arzneimittel.

Co teraz niczego nie wnosi.



20:12


Nigdy się nie kończy. To smutne, próba wzięcia światu w ramiona, gdy nie widać (alfy i omegi?) początku i końca, jak gdyby stworzono go bez nich. Stworzona, stworzył, stworzyli? Jak powstał świat?, pyta ateista. Może Muse miało rację, ateiści kończą marnie i na końcu objawiają się hipokrytami, bo się boją rzeczy, które mają nadejść. Dokąd odeszłaś, Taryn? Wydajesz się teraz niezbędna, podstawowe wymaganie do poprawnego funkcjonowania aplikacji. Taryn, proszę.

– Wszystko w porządku? – naprawdę nie niski głos (ani głęboki), ten sam, który słyszysz u każdej modelki, tak samo interesujący jak serbski słownik ortograficzny .  – Niels?

Oczywiście, że gładkie dłonie, kąpane w oliwce dla dzieci. Nie protestuje się przeciw urodzie a przeciw powtarzalności.

– Wszystko w porządku – twój głos brzmi, jakby znajdował się w agonii. To chyba już czas, by znaleźć doktora gardeł i krtań.

Vivica jest bardziej głupia niż mądra, akurat w sam raz, by wliczać się do przeciętnych (albo to malapropizm, Niels, to nie najlepszy czas na malapropizm), więc kiedy chce patrzyć, pozwalasz jej patrzyć, bo nie potrafi przecież niczego tam dostrzec. Zbyt ciężki jesteś do czytania (twój ojciec nie produkował celulozy zamiast plemników). Za bardzo chcesz zostać nieodczytany.

Patrzysz w spłoszone oczy Vivici. Przez moment. Potem ona ucieka gdzieś do kuchni, kawy?, ale za późno na kawę, chyba. Vivica robi więc kawę z ekspresu tylko dla siebie i pozwala ci się oglądać.

Jej cechą charakterystyczną jest brak cech charakterystycznych. Taka mała usterka w głowie Taryn albo chciała zmieniać zwykłość w niezwykłość i brzmi to absurdalnie nawet podczas wymowy. Niels chce wiedzieć, co myśli Taryn, ona z każdym dniem ma coraz gorzej. Koniec ze spójnością i ciągiem. Taryn. Ona wchodzi do głowy, kiedy nie pora.

Dlatego nie przepadasz za Vivicą, przy niej najszybciej przychodzą myśli o kościstych dłoniach. Co nie tłumaczy dlaczego to właśnie małej Vivice wepchnąłeś się do łóżka. Myśli wracają na dobry tor, blisko a nie daleko.

Co nie zmienia faktu, że słowo „Vivica” powoduje śmierć połączeń nerwowych.


Życie to teleturniej, kto to powiedział? Sprzeczne z filozofią Chloe, Taryn unika rozmów o życiu, bo ktoś ją źle wychował (kto wychował Taryn?), ale kto to powiedział?

– Kto powiedział, ze życie to teleturniej?

Vivica nie wie, Vivici przestraszone oczy uciekają w bok, czego się boisz, Vivico?

– A jak ty uważasz? Życie to teleturniej?

– Nie. Chyba nie – tak jakby bała się ciebie. Nie powodujesz lęku u ludzi, na pewno nie.

– Czy ja wiem? Mi się wydaje, że tak, wiesz, pojawiają się przed człowiekiem zadania, pytania, konkurencje i w zależności od tego, co cię czeka, otrzymujesz nagrodę albo karę.

– Nie zawsze. Czasem nikt się nie dowiaduje o tym, co zrobiłeś.

– To też forma wynagrodzenia – uśmiechasz się i Vivica czuje się nieco pewniej. Dlaczego w ogóle czuła się inaczej? Obawiała się utraty kontroli? Gwałtu? Morderstwa? Nie jesteś przecież psychopatą, Niels, nie robisz brzydkich rzeczy kobietom, z którymi sypiasz.

- Tak – uśmiecha się lekko. – Masz rację.

- Mogę zadać ci pytanie?

- Jasne.

- Co myślisz o liczbie siedemnaście? – Vivica rzuca ci dziwne spojrzenie, na co się tak gapisz, dziwko? Już się nie gapi.

- Myślę, że… to jest liczba, taka jak inne liczby? A co innego bym miała myśleć?

Jesteś bardzo rozczarowany.


20:55


Pada, w tym cholernym Londynie znowu pada, jak gdyby te zasrane chmury nie mogły sobie zrobić wakacji czy chociaż pójść na urlop płatny. Dzisiaj jest jeszcze gorzej, bo pada i Niels zapomniał (nie pomyślał, zgubił, nie przewidział, Ian to nie jasnowidz, Ian nie ogląda pogody w telewizji) parasola. Przekleństwa sama się już cisną na język, to tak dziwnie wygląda z trzeciej osoby: Niels odgarnia włosy przylepione do czoła; tak, to niezwykle podniecające, włóż sobie palce w majtki, Niels wygląda jak pan z reklamy albo nawet i z serialu. I potem Niels podchodzi bliżej, wojowniczy wyraz twarzy i wiązanka zaczyna się tak: „Ty pierdolony matkojebco, ty kurwo w dupę pierdolona, ja cię zaraz tak kurwa napierdolę, że zapomnisz, kurwo, jak masz na pierdolonę imię…” i ochota na wszystko od razu znikała, tak jak światło, włącznik/wyłącznik.  Zły Niels powala elokwencją.

Wreszcie dotarł na miejsce. Ona mieszka w blokach, już się zdążył przyzwyczaić, mieszka w bogatych blokach, tak trącało nowobogactwem, architekci, urzędnicy (wysocy urzędnicy), adwokaci, te jej bloki pachniały hipokryzją na kilometr (na milę, Niels, ty głupi, szwedzki emigrancie, na milę, nie kilometr).

Chciał wiedzieć, skąd wzięła na to pieniądze, przecież nie z artykułów, nie z tych recenzji pisywanych do bulwarówek bądź też dla magazynów o dziesięciotysięcznym nakładzie. Prawda? Nigdy by jej nie starczyło na takie mieszkanie. Nie.

Na parterze siedział portier, może dozorca? Zmrużył oczy na twój widok, Niels, zmrużył oczy. Ale to nieważne. Jak najszybciej do tej cholernej windy, jak najszybciej!

Jest, jest winda, jest. Wsiadasz do niej i oświetla cię to chore za jasne światło, światło psychiatryków i filmów o śmierci lub wariatach. Za jasne, zimne światło, żarówki powinny być żółtawe, nie niebieskawe. Raziło i ten Niels w lustrze nie był tym, który jest potrzebny, taki smutny, przegrany Niels, ona nie powinna tego zobaczyć, trudno.

Zamierza wypowiedzieć taki błyskotliwy komentarz, ironię, obelgę, którą oboje słyszeli już parę razy.

- Wyglądasz…

- Okropnie, wiem – patrzysz jej w oczy, patrzysz w jej oczy i przestaje się uśmiechać, wpuszcza cię do środka, rozgość się Niels, dałabym ci kawy, ale jest już kurwa za późno, znaczy nie wiem, czy kawa w ogóle na ciebie działa (nigdy mi nie mówisz), ale oni mówią, że już za późno.


21:12

Patrzy się na ciebie. Prosiłaby o wyjaśnienie, co tutaj robisz Niels, ale nie naciska, odwraca wzrok w ostatniej chwili, suche wargi, nie uśmiecha się a może jednak tak, może to właśnie uśmiech, lekkie uchylenie warg, suchych warg?

- Taryn, co znaczy siedemnaście? – milion innych rzeczy, o które powinieneś spytać, milion innych rzeczy i pytasz o nonsens, o przelotną myśl. To głupie.

- Co? – jest zaskoczona, ty też byś był, słodki alkohol szybko rozgrzewa, można by zaciągnąć Taryn do łóżka (każdy chce to zrobić), a ty się pytasz o siedemnaście.

- Siedemnaście. Co to znaczy? – właściwie, mógłbyś to wreszcie wyjaśnić, czemu nie wyjaśniasz? Słowa nie chcą przejść przez gardło.

Patrzy, patrzy na ciebie i wcale cię nie widzi, niebieskie oczy przenikają i patrzą na ścianę, wiesz, że za ścianą jest obraz, a raczej płótno samo (obraz), nie wiesz, dlaczego się na nie patrzy. Ale Taryn nie wolno przeszkadzać, znajduje się w niej wręcz coś takiego, co zakazuje przeszkadzania i musisz poczekać aż skończy. Niels nigdy wcześniej nie widział takiego jak Taryn.

- Czy to nie symbol? Czy symbole nie powinny dla wszystkich znaczyć co innego? Siedemnaście znaczy wszystko. Siedemnaście znaczy nic. Siedemnaście znaczy dokładnie to, czego chcesz. Co wymyślisz, takie będzie jej znaczenie.

Nie pomagasz, Taryn. Przecież Niels już wie, już wie, że to on stanowi pana swojej interpretacji.

- A dla ciebie? – niebieskie do niebieskiego, ręka, gdzie ręka? Ruchy wydają się ważne, dlaczego?

Taryn krzywi się, niesmak, niesmak, niesmak. Coś, co wygląda jak niesmak, ale wcale nim nie jest. Coś, czego nie potrafisz nazwać. Ale się krzywi.

- Niels… - Nie chcę o tym mówić, Niels.

Nie za bardzo lubisz sprzeciw i masz ochotę krzyczeć na Taryn, warknąć: ‘Taryn, mów mi teraz’. Ale to jest Taryn i jeśli zaatakuje się ją za bardzo, to zamknie oczy, nie otworzy, wyrzuci za drzwi; to Taryn.

- Taryn… - nie możesz wygrać tej walki, Taryn.

- Siedemnastego ludzie lubią umierać – Taryn odmawia spojrzenia ci w twarz, ma ładne włosy i ładne oczy, te oczy raczej nie przepadają za tobą, unikają, uciekają, jak najdalej, nie do końca wiesz, jak je zatrzymać (w ogóle nie wiesz), nie chcą cię słuchać, nie możesz im narzucić swojej woli, nic a nic.  – I nie, nie wytłumaczę tego bardziej – ściana za twoimi plecami wydaje się jej o wiele bardziej fascynująca. To w końcu ściana Taryn (ściany Taryn), one zostały stworzone, by fascynować.
Ściskasz jej dłoń, może widzisz łzy w jej oczach, może ma kłopot z soczewką, lubi tak mówić, to wszystko potrafi wytłumaczyć.

– Zabiłam kogoś siedemnastego, Niels – nie ruszasz się. – Możesz już wyjść.

Zastanawiasz się, jakby to było zaliczyć Taryn. Ma ładne ciało.

21:45

Taryn cię wyrzuca, zanim zdążysz ją zaliczyć.