sobota, 14 listopada 2009

Gabriel.

Sytuacja była normalna, jednoznaczna i prosta do zrozumienia, przynajmniej tak się jej wydało, kiedy weszła do swojego mieszkania i spotkała Gabriela pochylającego się nad…

Ciałem. Gabriel pochylał się nad ciałem i szeptał coś, czego nie była w stanie usłyszeć. Był to dość demoniczny widok, trup i mężczyzna marzeń pogrążeni w ostatnim namiętnym tańcu jako śmierć i człowiek. A ona weszła, weszła stanowiąc życie i strach kazał jej myśleć, że tym życiem nie pozostanie na zbyt długo.

Ściany malowała krew, tak samo jak meble, firanki i rośliny. W powietrzu unosił się zapach odurzający, acz słodki i właśnie ten zapach powodował, iż nie podniosła jeszcze krzyku i nie uciekła, co powinna była zrobić w sekundzie, w której stała się świadkiem tej całej sceny. Jej mózg pracował jak szalony, rejestrował każdy milimetr kwadratowy mieszkania, każdy atom, i Gabriela, którego nie odważała się kwalifikować nigdzie.

On ją już zauważył, to nie podlegało wątpliwości, bez trudu zauważyła widoczną zmianę i bezruch, w którym zdecydował się umiejscowić. Definitywnie nie szeptał już niczego, a jego szczęka zacisnęła się niebezpiecznie. Poczuła się martwa, tak bardzo martwa, że momentalnie zaczęła wierzyć w Boga, którego istnienie ignorowała całe swoje świadome życie. Bała się, ale nie potrafiła wykorzystać potencjału strachu, jakby ten przerodził się jedynie w pustą emocję przedstawioną w opowiadaniu szkolnym i za słowem nie kryło się już nic w pakiecie ekstra.

Kiedy w myślach próbowała sobie przypomnieć modlitwę, którą musiała mówić jako dziecko, Gabriel wstał. Cała krew skupiła się w okolicach serca walącego desperacko, chcąc nadrobić wszystkie lata, które zaraz zostaną jej odebrane. I wtedy Gabriel odwrócił się tak, by mogła go zobaczyć w całej okazałości.

Jego twarz pokryta została krwią, jak i jego blond kosmyki, które pozlepiały się, nadając mu wygląd greckiego boga w czasie okrutnej bitwy. Pięknego i jednocześnie niebezpiecznego; odbierającego oddech mordercy w każdej sekundzie odbierającego życie. W telewizji nigdy nie pokazywali tego w ten sposób, bo wtedy mogłaby być przygotowana.

Chciała zamknąć oczy, ale powieki nie poddały się jej kategorycznym rozkazom, które atakowały mózg z desperacką siłą. Nie miała kontroli nad niczym, niczym i jeszcze nigdy w życiu nie czuła się w sposób taki, którego nawet nie potrafiła nazwać. Spojrzenie, którym ją obdarzył, było inne, a ona czuła się przygnieciona jego intensywnością i czystością przekazu.

Bo Gabriel się martwił.

I to chyba nie stanowiło niczego dobrego, bo jej układ krążenia nadal odmówił przepisowego działania, a on zawsze udowadniał, że zna się najlepiej. Chyba powinien był coś powiedzieć, cholera, pragnęła tego, żeby coś powiedział, ale on tylko zrobił parę kroków, tak, by móc znaleźć się bliżej, a jego oczy zmieniły się w coś, co można by określić jako nawiedzone.

– Jesteś piękna, wiesz? – wyszeptał w zawadiackim tonie, który spowodował, że zadrżała z zimna, które wpłynęło do mieszkania. Gabriel jednak go nie poczuł, nawet nie drgnął, tylko patrzył na nią przez chwilę, aż zbliżył swoje usta do jej i pocałował lekko, tak jak się całuje na do widzenia. – Zbyt piękna.

Chwilę później nie było już Gabriela, ciała ani krwi na ścianach, pozostała tylko ona i pytanie, którego nie dało się sformułować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz